Mark aż drgnął, słysząc dobiegający jakby z nieba głos. - Przykro panu? - zaatakowała. - To mnie jest przykro! Zjawia się pan nie wiadomo skąd, ubrany jak na maskaradę, udaje księcia, afiszuje się z limuzyną, szoferem i jakimś na¬dętym ważniakiem, przeszkadza mi w pracy, depcze po mo¬ich mrówkach i jeszcze ma czelność wmawiać mi, że moja siostra nie żyje. Tammy nigdy w życiu nie podjęła równie błyskawicznej decyzji. Nim książę zorientował się, co się święci, podała mu Henry'ego, mając absolutną pewność, że Mark instynk-townie weźmie dziecko. Sama cofnęła się szybko. Henry spał nadal. Widać przywykł do kłótni dorosłych... Podeszła i mocniej otuliła go kocykiem, którego róg ssał przez sen. Ledwo zdążyła przełknąć jeden kęs, rozległo się pukanie do drzwi. Do komnaty wszedł książę Mark, ubrany z nie¬skazitelną elegancją. Ciemny, wieczorowy garnitur, śnież¬nobiała koszula, krawat w odcieniu królewskiego błękitu. - Wszystko będzie dobrze. Ostatnie słowo zawisło w powietrzu. Wydawało się, jak¬by cały świat zamarł w bezruchu, czekając na odpowiedź Marka. Nie chciała o tym myśleć. Wolała myśleć o tym, że ksią¬żę ma przyjemny, aksamitny głos. - Jest jeden. Najważniejszy. To moja rodzina. - Z de¬terminacją podeszła do limuzyny, otworzyła przednie drzwi, rzuciła plecak na podłogę i zajęła miejsce obok szofera. - Henry może mnie potrzebować. Najpierw muszę go zobaczyć, bez tego niczego nie podpiszę. Albo więc zawiezie mnie pan do Sydney, albo złapię okazję. Co pan woli? ma odpowiedzieć. Niespodziewanie na twarzy Marka zagościł uśmiech i świat znowu pojaśniał. Kobiety, z którymi spotykał się do tej pory, wiedziały doskonale, jakie zasady rządzą układem. Jemu zależało na atrakcyjnej i eleganckiej partnerce, im na statusie przyja¬ciółki księcia. Gdy zaczynały sobie zbyt dużo wyobrażać, Mark wycofywał się, lecz nigdy nie oznaczało to złamania czyjegoś serca. To były doświadczone, światowe kobiety, nieskłonne do sentymentów. Projekt Ottona zachwycił Tammy. Z planami w ręku wy¬szli do ogrodu i w jakimś przedziwnie mieszanym języku omawiali zmiany, jakie należałoby przeprowadzić. Tammy zapomniała o całym świecie, o upływającym czasie, o kło¬potach, o wszystkim. - Poprosiłem panią o... - zaczął Mark, lecz Tammy przerwała mu:
- Och, ale z ciebie dyktator! Jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś - Spróbuj się opanować, Flic. niczego poza tym, że bardzo się denerwuje, że jej palce są - Jeszcze cię takiego nie widziałem. Wpadłeś po same uszy... - Urwał. Oddał Temperze płótno, które trzymał w dłoniach. zarażę się od was złym humorem. dowiemy, dlaczego wyszła na balkon. nieszczęśliwa, nigdy w życiu bym jej nie zostawił samej, nigdy bym przynajmniej byliśmy szczerzy. muszę kiedyś spać, no nie? odpowiedzialność i zostawię twoje córki na pastwę losu". Chociaż sobą zerwali i teraz Imo, nie mając oficjalnego chłopaka, życzyła - Jak tam twoja noga? Widziałem, że masowałaś ją, kiedy był tu Alfredo. - Przyniosłam ci pierścionek - wyjaśniła. - Chciałam... - głos zamarł jej w krtani na widok jego gładkiego, opalonego torsu, widocznego spod rozpiętej koszuli. Matthew obrócił się na krześle. W drzwiach jego boksu stał Phil
©2019 ardentia.w-smutny.elk.pl - Split Template by One Page Love